Wszystko wskazuje bowiem na to, że goście z ABW zamknęli Brunona za komplety frajer żeby wykazać, że jednak coś robią i powstrzymać reformę służb. Dorobili do tego wyssaną z palce historyjkę, która od pierwszego dnia nie trzymała się kupy. Co lepsza im dalej w las tym więcej coraz bardziej absurdalnych zarzutów, które miast uwiarygodnić całą historię zamieniają ją w groteskową farsę.
Przypomnijmy sobie ciąg zdarzeń. Zaczęło się od tego, że Brunon założył grupę spiskową, której wszystkimi członkami byli agenci ABW. Chłop miał planować wysadzenie Sejmu w samobójczym ataku z użyciem kilku ton końskich odchodów po czym wstać jak gdyby nigdy nic i zarżnąć nożem Monikę Olejnik i Hannę Waltz-Gronkiewicz. Potem znaleziono u niego starą Nokie i kłębek drutu i określono te przedmioty jako niezwykle niebezpieczne urządzanie detonacyjne. Następnie poinformowano, że w czasie kiedy był pod stałą obserwacją ABW miał jakoby zabić swoją teściową, poćwiartowac je zwloki i ukryć w nieznanym miejscu. Dziś dowiadujemy się, że Sejm chciał wysadzić nieistniejącą w naturze substancją, a na domiar złego śpiewał piosenki z reklam telewizyjnych.
Coś mi mówi, że chłop żywy z pierdla nie wyjdzie. Zbyt wielu policjantów, oficerów służb, sędziów, prokuratorów, dziennikarzy i wszelkiej maści „autorytetów” zamieszanych jest w budowanie tej historii, żeby dopuścić do sytuacji, że gość wyjdzie sobie na wolność i zacznie gadać jak naprawdę było.
Ostra jazda...
Nie żyje Brunon Kwiecień. Ciało znalezione w więzieniu