Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Dziedzictwo Mazowieckiego

To się zaczęło w 1989 roku. Gdy upadał PRL, od karnawału „Solidarności” minęło osiem lat. Nie było wolnych mediów, które podtrzymują pamięć społeczeństwa. Jedyną powszechnie znaną postacią opozycji antykomunistycznej był Lech Wałęsa. Do jego popularności, obok szeptanej legendy, przyczyniło się przyznanie mu pokojowej nagrody Nobla w 1983 r. i telewizyjna debata z szefem komunistycznych związków zawodowych Alfredem Miodowiczem w 1988 r. Paradoksalnie, wzmacniały popularność Wałęsy także władze PRL, publikując szkalujące go fałszywki, takie jak spreparowana rozmowa z bratem (to najlepszy dowód na to, że komuniści nie umieli sobie z Lechem poradzić).

Dziedzictwo Mazowieckiego
źródło: Jan Matejko

Wiosną odbyły się obrady Okrągłego Stołu, relacjonowane przez oficjalną telewizję. Występy na małym ekranie zapewniły szerszą popularność najważniejszym solidarnościowym uczestnikom obrad, takim jak Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik i ich rzecznik prasowy Janusz Onyszkiewicz. W nieodległej przyszłości grupa ta miała utworzyć partię Unia Demokratyczna, i tak ich będziemy tu określać: UD. Przy Okrągłym Stole wywalczyli dla Polski częściowo wolne wybory, uzgadniając przy tym (jedyny raz w historii Polski!) ordynację większościową. Dzięki niej szansę na zdobycie mandatów sejmowych w okręgach niezależnych od PZPR mieli wyłącznie kandydaci mający zdjęcia z Lechem Wałęsą - taka jest specyfika wyborów większościowych. Listę tych szczęśliwców ustalała w praktyce wąska grupa wyżej wymienionych polityków UD. Przeciwko tak mało demokratycznym początkom demokracji protestowali nawet politycy UD Aleksander Hall i Tadeusz Mazowiecki, odmawiając wówczas udziału w wyborach.

Poza listą Wałęsy znalazło się wielu działaczy opozycyjnych, którzy wcześniej tworzyli nielegalne partie polityczne, m. in. Piotr Ikonowicz, od 1987 r. lider Polskiej Partii Socjalistycznej, i Leszek Moczulski, od 1979 r. przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej, ale także np. Andrzej Gwiazda, rywal Wałęsy w NSZZ „Solidarność”. W 1989 r. w polskiej polityce ich praktycznie nie było.

Po zwycięstwie 4 czerwca władza w Polsce stanęła zatem przed politykami UD otworem. Mieli do dyspozycji duży Obywatelski Klub Parlamentarny (OKP), którego przewodniczącym był Bronisław Geremek, oraz niedawno powołaną „Gazetę Wyborczą”, która w warunkach monopolu stała się największym polskim dziennikiem, a jej redaktorem naczelnym został poseł UD, czyli Adam Michnik. Wkrótce zresztą „Wyborcza” została sprywatyzowana na rzecz znajomych Michnika i do dziś konsekwentnie wspiera środowisko UD.

Przypomnijmy, że wyborcy oddając 4 czerwca głosy na listę Wałęsy sądzili, że popierają całą opozycję antykomunistyczną, a władze PRL przyznały środki na wydawanie gazety codziennej również - całej opozycji. Dla środowiska UD nie miało to jednak znaczenia.

W lipcu 1989 r. Adam Michnik opublikował na pierwszej stronie swojej gazety artykuł, którego treść uzgodnił z kierownictwem partii komunistycznej (PZPR). Zaproponował powstanie powyborczej koalicji OKP-PZPR z premierem desygnowanym przez OKP. Miał nim zostać Bronisław Geremek. Na swoje nieszczęście, Michnik nie uzgodnił tego z Wałęsą, wówczas jeszcze niekwestionowanym liderem całego ruchu „Solidarności”. Obrażony Wałęsa upoważnił do rozmów o rządzie szerzej wówczas nieznanych braci Kaczyńskich. Okazali się niezwykle skuteczni: doprowadzili do powstania koalicji OKP nie z PZPR, lecz z małymi partyjkami SD i ZSL, których działacze weszli do Sejmu z list PZPR. Premierem został łatwiejszy do zaakceptowania przez „Solidarność” - w odróżnieniu od Geremka nigdy nie był w PZPR - redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” Tadeusz Mazowiecki. Od tego momentu bracia Kaczyńscy cieszyli się trwałą i szczerą nienawiścią środowiska UD.

Gdy Mazowiecki został premierem, zwolniło się stanowisko redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”, wiodącego wówczas tygodnika opinii. Środowisko UD planowało, że nowym naczelnym zostanie Jan Dworak, współpracownik i zastępca Mazowieckiego, szczególnie zaprzyjaźniony z Bronisławem Komorowskim. W odróżnieniu od „Wyborczej”, „Tygodnik” pozostał jednak w rękach NSZZ „Solidarność” i Wałęsa jego redaktorem naczelnym mianował Jarosława Kaczyńskiego. Obrażeni dziennikarze sympatyzujący z Dworakiem i UD odeszli z redakcji.

W następnym roku odbyły się pierwsze wybory prezydenckie. Kandydatem środowiska UD był premier Tadeusz Mazowiecki, który odtąd stał się najwyższym autorytetem UD. Aby pozyskać lokalne Komitety Obywatelskie „Solidarność” - jedyną silną wówczas organizację polityczną, pozostałą po wyborach 1989 r. - premier Mazowiecki zaprosił dużą grupę przedstawicieli Komitetów z całej Polski na uroczystą konferencję w dniu 1 lipca 1990 r. do Sali Kolumnowej Sejmu. Dla działaczy „Solidarności”, którzy w terenie borykali się z resztkami komuny, to było coś: zaproszenie od samego premiera, „naszego” premiera! Dla Lecha Wałęsy, konkurenta Mazowieckiego w wyborach prezydenckich, sytuacja wydawała się beznadziejna. Pomógł pomysł Kaczyńskich. Konferencja Mazowieckiego zaczynała się w niedzielę rano. Działacze Komitetów przyjeżdżali więc do Warszawy w sobotę. Niemal w ostatniej chwili wszyscy dostali zaproszenia do tej samej Sali Kolumnowej na sobotnie spotkanie z Lechem Wałęsą. Spotkanie z Wałęsą zamieniło się w wielki wiec poparcia, a na niedzielną konferencję Mazowieckiego osób przyszło niewiele i bez entuzjazmu wysłuchało mów premiera i jego ministrów. Wydawało się, że po tym politycy UD już bardziej Kaczyńskich nienawidzić nie mogą.

Gdy Wałęsa wygrał wybory, obrażeni posłowie sympatyzujący z UD odeszli z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, którego nie byli w stanie przejąć, i założyli własny klub poselski. Warto zwrócić uwagę na ten moment: po raz pierwszy ludzie „Solidarności” znaleźli się w tej samej instytucji - w Sejmie - we wrogich sobie obozach. To był faktyczny rozłam, wcześniej były najwyżej dyskusje i kłótnie. Okazało się, że jedność ruchu „Solidarności” była tak długo ważna dla polityków UD, jak długo to oni nim rządzili. Demokracja była dla Unii Demokratycznej nie do przyjęcia.

Po przegranych wyborach obraził się też sam Mazowiecki i złożył dymisję z urzędu premiera, choć Wałęsa wcale tego nie oczekiwał.

***

Kaczyńscy nie byli jedynymi obiektami nienawiści dziennikarzy z ulicy Czerskiej, gdzie mieści się redakcja kierowana przez Michnika. Po kilku latach UD przekształciła się w Unię Wolności, którą „Wyborcza” wspierała całkiem otwarcie, także finansowo (w latach dziewięćdziesiątych było to prawnie dopuszczalne). Gdy w 2001 r. powstała Platforma Obywatelska, częściowo kosztem Unii Wolności, to PO stała się - choć dziś wydaje się to niewiarygodne - obiektem ataków „Wyborczej”. Za faktycznego organizatora Platformy, w szczególności przejścia części polityków UD do PO, uważany był Paweł Piskorski i to na nim właśnie skupiła się nienawiść dziennikarzy z Czerskiej, trwająca do dziś.

Gdy Platforma zrezygnowała z prawyborów, uniemożliwiających układanie list wyborczych w gabinecie Michnika, a zwłaszcza gdy do PO przeszli ostatni mohikanie UD, tacy jak Michał Boni i Marcin Święcicki, skończyła się niechęć „Wyborczej” do tej partii. Gdy PO w 2007 r. wygrała wybory, wreszcie spełnił się sen UD z 1989 r. „Ten kraj’ stał się ich.

W 2015 r. pojawił się problem: PO i „Gazeta Wyborcza” przegrały wybory. Najpierw prezydenckie, a wkrótce potem parlamentarne. Szok: przecież wydawało się, że nie ma z kim przegrać! Nie pomogły wielkie tytuły na pierwszej stronie - „Nie mogą nam zabrać kraju!”. Środowisko UD straciło władzę i kompletnie się pogubiło. To przecież oni wyzwolili Polskę, oni - bohaterowie opozycji. Ta władza im się należy jak Robertowi Mugabe w Zimbabwe, który wyzwolił kraj spod władzy białych ludzi i przeprowadził reformy likwidujące kolonializm.

Rozpoczęli desperacką walkę o odzyskanie władzy i sięgnęli do korzeni: w 1989 r. władzę pomogły im zdobyć kraje zachodnie, które były zainteresowane odzyskaniem wolności przez Polskę, a Polacy byli wtedy do takiej zewnętrznej interwencji życzliwie nastawieni. Ludzie UD próbują więc znowu. Tłumaczą zachodnim politykom, że Polska to kraj niedemokratyczny, jeżdżą ze skargami do instytucji Unii Europejskiej... Niestety, minęło ponad ćwierć wieku i Polacy uwierzyli, że żyją w wolnym kraju - wszak byli do tego przekonywani także przez UD, z pomocą czekoladowych orłów i temu podobnych gadżetów. Dziś zabiegi o interwencję krajów zachodnich, skutkujące w Polsce kłopotami ekonomicznymi, traktowane są jak zwykła zdrada.

Argumenty, że inni, w szczególności PiS, wcześniej także zabiegali o interwencję w instytucjach unijnych, są żałosne. Nikt dziś nie pamięta, że Krzyżaków do Polski sprowadził Henryk Brodaty, osadzając ich w jednej ze swoich wsi. Sukces odniósł dopiero Mazowiecki. Nie Tadeusz, na którego dziedzictwo UD tak chętnie się powołuje, lecz Konrad. I to on powoli staje się patronem środowiska Unii Demokratycznej.

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #

Maciej Białecki

Maciej Białecki - https://www.mpolska24.pl/blog/maciej-bialecki1

Dr inż. Maciej Białecki
Menadżer, działacz społeczny, publicysta. Do 1998 r. adiunkt w Instytucie Chemii Organicznej PAN. W latach 1998-2006 zawodowo związany z samorządem terytorialnym. Autor kilkuset publikacji w warszawskiej prasie lokalnej, autor i współautor kilku książek. Prezes Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944, redaktor naczelny Biuletynu Informacyjnego Związku Powstańców Warszawskich.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.